Kupno nowego roweru jest mniej skomplikowanym wydatkiem niż wybór
samochodu, jednak i tu nie trudno o błąd. Zły zakup to nie tylko zbyt
duża cena, ale także brak komfortu w użytkowaniu, a w skrajnym wypadku
zagrożenie dla zdrowia i życia. Na co więc trzeba zwracać uwagę?
Jakość kosztuje
Przede
wszystkim – wyżej wała nie podskoczysz. Nie może być tak, że rower
„wszystko mający” kosztuje 500 złotych. Za tę cenę ciężko jest kupić
najprostszy model renomowanego producenta! Używanie tego typu sprzętu
grozi śmiercią i trwałym kalectwem, bo wątpliwa jest solidność właściwie
wszystkich podzespołów, przede wszystkim hamulców „tarczowych”. Warto
wiedzieć, że taki hamulec z odpowiednimi atestami sam kosztuje kilkaset
złotych, a przecież to tylko jedna część!
Znać własne potrzeby
Warto przed zakupem przeanalizować kto, gdzie i przez ile czasu
będzie rowerem jeździł. Generalnie najbardziej uniwersalny jest prosty
rower górski, który dosyć komfortowo poradzi sobie w każdych typowych
warunkach. Dla specjalnych zastosowań można kupić rower szosowy o
leciutkiej konstrukcji i supercienkich kołach, miejski z koszem i bez
przerzutek, czy też bardziej zaawansowanego górala. Należy pamiętać, że
rower może kosztować niewiele mniej niż samochód, i naprawdę nie warto
kupować nie wiadomo czego tylko po to, żeby się raz w miesiącu
przejechać.
Cena zależy od podzespołów
Na finalną kwotę, jaką zapłacimy za rower składa się cena wszystkich
elementów go tworzących. Do najważniejszych należą przede wszystkim
hamulce i przerzutki. Z drugiej strony zbytnia oszczędność skieruje się
przeciwko nam, gdyż użytkowanie najtańszych modeli przerzutek pozostawia
wiele do życzenia.
A może używany?
Na Allegro czy w komisach znajdziemy dużo modeli rowerów używanych.
Oczywiście, jak zawsze przy kupnie towaru z drugiej ręki pojawia się
pewne ryzyko kupienie sprzętu wadliwego. Trzeba jednak pamiętać, że
zadbana, kilkuletnia Merida czy Trek na pewno będą się spisywać dużo
lepiej niż nowiutki, wszystko mający chińczyk.
Ja bym nie przeceniał aż tak hamulców – to prawda, że dobre, tarczowe mogą kosztować sporo, ale dla mnie to zbędny wydatek. Jeżdżę około 300 km na rowerze miesięcznie, najczęściej z prędkościami 20-30 km/h i naprawdę nie miałem jeszcze sytuacji, w której popularne i dostępne cenowo V-break’i nie dałyby rady zatrzymać mnie niemalże w miejscu – a sytuacje z kierowcami aut które można skomentować prostym „o kur…” zdarzają się często i najczęściej mam sekundę czy dwie na reakcję. Jeżdżę głównie po ścieżkach rowerowych, również jak jest na nich woda / lód. Do profesjonalnych zastosowań hamulce za kilkaset złotych może i się przydają, ale skoro ja – robiący rocznie kilka tysięcy kilometrów na jednośladzie – ich nie potrzebuję, to tym bardziej obejdzie się bez nich „weekedowy cyklista”.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że nowy rower za kilkaset złotych to proszenie się o kłopoty – jak jeszcze ma hamulce tarczowe i amortyzatory wszędzie gdzie można, to należy sprawdzić, czy aby nie jest z tektury… pozdrawiamQ
Ja niedawno też stałam przed wyborem roweru, miałam tak max 1800zł, rozglądałam się za meridą, krossem czy coś w tym stylu. Ogólnie min. za taki rower to 1000-1200zł.
OdpowiedzUsuńNie szukałam hamulców tarczowych choć za 1600 można już było je mieć w komplecie.
Gdy przyszedł dzień zakupu podeszłam do znajomego który ma sklep rowerowy, jeden rower wpadł mi w oko, rama podobny do tych co chciałam kupić i dałam za niego 800zł :)
800zł w kieszeni.. a jak na razie śmiga dobrze, leciutko, nie ma porównania do moich starszych rowerów.
Miała długo dylemat, ale stwierdziłam że bardziej rekreacyjnie będę jeździć, może czasem wypad w góry to i taki za 800zł mi wystarczy. Ramę ma aluminiową, amortyzator z przodu, przerzutki nie jakieś Shminao Alevo czy Acer (jak w tych po 1600zł) ale ja wiem czy to mi zrobi wielką różnicę???
Za jakiś czas się przekonam :)
Wtedy konkretnie stwierdzę czy był to dobry zakup czy nie.
Jedynie co mi brakuje to 24 przełożeń (mam 21). Ale w rowerach formowych za 24 przełożenia musiałabym dać już te 1500zł minimum.
Hmm, coś mi się nie przypomina abym dzisiaj w nocy pisała komentarz pod tym artykułem, który był publikowany parę miesięcy temu.., co admin..?:)
OdpowiedzUsuńArtykuł jest przeniesiony z serwisu oszczedzanie.biz, który Google do reszty zablokowało, przez czyjąś czystą złosliwość (mimo odbanowania, mimo pozytywnego rozpatrzenia podania).
UsuńMiałem wybór - skasować Twój komentarz, albo przenieść go razem z postem. Co wydaje ci się lepsze?
Mnie się udało kilka lat temu zakupić hybrydę górala z rowerem miejskim, z przerzutkami Shimano i hamulcami też w porządku, może nawet pomyliłam firmy, bo nie zwracam na to za bardzo uwagi. Prowadzi się lekko, ma dobre amortyzatory i kosztował te ok. 9-10 lat temu 1200 zł. Sprawuje na tyle dobrze, że nic nie zmieniając, a tylko przechowując dobrze i konserwując nadal jestem z niego zadowolona, a robię czasem po jakieś 50 km w tygodniu.
OdpowiedzUsuńBałabym się mieć rower za tyle, co mały samochód, bo nigdzie bym nim nie mogła pojechać i np. zostawić pod sklepem, obawiając się złodzieja.
Tutaj trzeba rozgraniczyć czy mamy maszynę na trening czy rowerek na codzienne podboje miejskie :) Drogie rowery "sportowe" służą raczej do odbycia treningu i nie ma mowy na sielankowe zwiedzanie :)
Usuńtakich super rowerów w cenie małego samochodu - straconych przez właścicieli to w moim otoczeniu jest że ho ho
Usuńpamiętam jak za pierwsze pieniądze z firmy mniej więcej w tym samym czasie kupowałem rower za kilkaset zł, a znajomy za dwa tysiące kilkaset
mój rower mimo lat nadal posiadam w dobrym stanie, rower kolegi ukradziony, nawet roku się nim nie nacieszył
pamiętam drugi rower, starą kolażówkę którą odremontowałem ze złomu piwnicznego za 120 zł(!), pojechałem na na trening, kolega rowerem za 3200 - dwa miesiące później obydwa rowery skradziono!
moją kolażówkę, co się okazało, złodziej odstawił na miejsce (chciał się tylko przejechać???!) - rower kolegi przepadł bez wieści :(