Moja rodzina tradycyjnie w piątek je rybę. Czwartek późny wieczór upływa u mnie niezmiennie na patroszeniu i skrobaniu pstrąga, kupienie go to także mój domowy obowiązek. Dziś napiszę wam jak kupuję pstrągi i jak rozpoznaję czy są świeże.
Pierwsze spojrzenie... spoglądam rybie głęboko w oczy... jeśli są mocno mętne jak u lumpa pod marketem, daje sobie spokój, jeśli tylko lekko nieobecne i przydymione, przechodzę dalej.
Spoglądam na skórę ryby, jeśli jest ewidentnie przesuszona, pomarszczona, coś na pierwszy rzut oka z nią nie tak, daję spokój.
Stanowczo żądam możliwości własnoręcznego obejrzenia i dotknięcia ryby, oczywiście proszę o rękawiczkę foliową lub robię to przez worek foliowy, zaglądam rybie w skrzela, jeśli jest wstępnie wypatroszona to w brzuch. Naciskam rybę z boku.
Jeśli skrzela mają szary kolor, nie kupuję, jeśli jest na nich ewidentny dziwny glut, nie kupuję... W dotyku ryba powinna być jędrna i sprężysta. Miękka i rozlazła ryba nie jest świeża.
Wreszcie, na samym końcu wącham rybę... sprawa niby oczywista, choć jeśli ryba była mocno obłożona lodem można nie wyczuć smrodku nieświeżości, dlatego zostawiam to na sam koniec.
Oczywiście wybieram miejsca, które umożliwiają mi taką jak powyżej weryfikację ryby, nawet jeśli cena jest odrobinę wyższa.
Na świeżej rybie się nie oszczędza, dokładnie zbadać rybę to nie wstyd... niech się ewentualnie wstydzi sprzedawca, który sprzedaje produkt a'la przepocone kapcie wujka Tadzia...
Ewentualne zatrucie nieświeżą rybą należy do najcięższych zatruć pokarmowych... także się nie patyczkuję ani przez sekundę ze sprzedawcami w sklepach rybnych...
...i do tego namawiam także Ciebie.
A Ty? Jakie masz doświadczenia w kupowaniu ryb? Podziel się tym z nami w komentarzu!