czwartek, 4 lipca 2013

Zakup nieruchomości w mieście - pułapki.

Obecnie mieszkam w mieszkaniu w bloku, ze wszystkimi zaletami i wadami tego rozwiązania. Nie jest żadną tajemnicą, że mimo wszystko dążę do częściowej/trwałej zmiany tego stanu.

Pierwszą koncepcją jest kupno czegoś w mieście/blisko pod miastem i funkcjonowanie 'na miejscu'.

Drugą koncepcją jest kupno domku weekendowego/letniego i życie okrakiem (co niektórzy ze znajomych praktykują z satysfakcją). Praca=miasto/blok, weekend i wolny czas='letnisko' całoroczne.


Konkretnie: na początku kombinując/starając się kupić nieruchomość w mieście oraz obserwując się jak rozwija się miasto przez lata zauważyłem kilka pułapek, które sprawiły, że nabywcy nieruchomości znaleźli się w 'ciemnej dolinie' - wymienię kilka...

- bardzo małe parcele na nowych osiedlach domków jednorodzinnych i szeregowców, wielkość dużego dywanu... no może kilku... w praktyce - sąsiedzi problemowi mogą zamienić wymarzoną inwestycje w piekło.

- korupcja i układy w mieście/powiecie: ludzie którzy za niemałe pieniądze kupili działki na planowanym osiedlu domków jednorodzinnych obudzili się z ręka w nocniku, kiedy kilkanaście metrów od granicy ich ogródków wyrósł długi rząd bloków mieszkalnych. 1) całkiem skutecznie zasłania słońce - ciemno i wilgotno się zrobiło, 2) big brother na całego - wyjdziesz na ogród - cały blok się patrzy. (nastąpiła tzw. aktualizacja planu zagospodarowania), w takiej sytuacji wymiana działki i domu na taką, która spełni nasze oczekiwania nie jest taka łatwa

- to samo spotkało właścicieli tzw. starych domków pod lasem, jeszcze z okresu komuny... lasek przetrzebili i postawili bloki - efekt identyczny jak przedtem.

- mini osiedle domków jednorodzinnych/szeregowców otrzymało przyjemne sąsiedztwo w postaci parkingu TIR, supermarketu, głównego śmietnika tegoż supermarketu i układem wydechowym klimatyzacji mega-supermarketu kilkadziesiąt metrów od zabudowań - efekt masakryczny, szczególnie latem przy otwartych oknach.

I to wszystko w świetle prawa.

Podejmując decyzję o kupnie nieruchomości wstrzymałem się, widząc problemy z jakimi borykają się niektórzy znajomi, którzy wzięli kredyty, wydali całkiem spore pieniądze i poszli na domki czasem jestem szcześliwy, że zostałem na blokach ze znajomymi i całkiem przewidywalnymi sąsiadami, (Tylko czasem...)


18 komentarzy:

  1. A będzie post jak uniknąć tych pułapek? :)

    W bloku sąsiedztwo jest kluczowe - jeden buc może skutecznie zatruć życie w najpiękniejszej lokalizacji - wystarzy, że będzie codziennie chodził nad nami w drewniakach bez dywanu, słuchał pod nami muzyki pięknie zbasowanej przez całą dobę, robił niekończące się remonty za ścianą, z ciągłymi poprawkami, palił na balkonie z ciągiem w kierunku naszego itp, itd...

    Tak się rozglądałam i znam fajną lokalizację, z jednej strony droga, z drugiej uskok i mokradła, dalej rzeka i las - wprawdzie mokradła zasypują, rzekom zmieniają bieg, a lasy wycinają, ale uskok na tyle spory, że w okna i tak by nie zajrzeli, a gmina w ogóle za biedna i zacofana na podobne inwestycje przez najbliższe 50 lat :D Ale też i trzeba by conajmniej 2 hektary kupić ziemi, by nie wleźli na głowę z boków, ale tu pojawia się kluczowe pytanie w większości inwestycji - za co? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. denerwowali mnie sąsiedzi z góry, byli hałaśliwi, chodzili po parkiecie w drewniakach, jakby wyjęte z mojej sytuacji

      sufit podwieszany i 5cm izolacji akustycznej załatwiło sprawę w 90%

      Usuń
    2. gdyby tak wyciszyć dookoła całe mieszkanie blokowe - standardowe 40 m, to odczuwalnie zmniejsza przestrzeń :d i co położyć na podłogę, by nie robić schodów w progu?

      Usuń
    3. tak, jest wrażenie zmniejszenia przestrzeni, ale
      - pomalowałem ściany na jasne kolory
      - jeden z pokoi (najmniejszy) połączyłem z kuchnią

      na podłogę nic specjalnego nie kładłem - mieszkam na parterze

      Usuń
  2. Bardzo często mam gości, którzy opowiadają właśnie takie historie. Szczytem wszystkiego była opowieść jednej rodziny, przybyłej ze średniej wielkości miasteczka, która na parterze ma dyskotekę, niedaleko za domem lotnisko, a co za tym idzie nisko latające (tym samym głośne) samoloty. Za ścianą faceta z orkiestry dętej, który ćwiczył wieczorami i rankami, bo w dzień pracował. Więcej nie pamiętam, choć jeszcze coś mówili, bo przy facecie od dętej umarłam ze śmiechu :-)
    Dlatego wyniosłam się w miejsce i w taką przestrzeń, której nikt mi nie zakłóci i ja nikomu nie przeszkadzam. Przebywając w mieście, nie mogę zasnąć bez stoperów, bo budzi mnie już nawet szum wody w rurach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam odrobinę większe mieszkanie

      zaletą jest to, że nie musisz się martwić o niektóre rzeczy infrastrukturalne, ogrzewanie, sprzątanie klatki i obejścia, remont budynku, pewną część spraw technicznych także

      przepalają się np żarówki (ale takie drogie/specjalistyczne) na klatce, robię telefon do administracji i za godzinę mam naprawione

      tego typu wiele pierdół - które są obecne w domu

      to jednak jest jakaś zaleta, widoczna dla ludzi którzy mieszkają trochę tu i tam, trochę na domku (letnisko, rodzina) trochę w boku

      domek to większa radość, ale i większa odpowiedzialność

      Usuń
    2. Otóż to - przeciek dachu to spore koszta, każda rura i wymiana instalacji, a tu się zwykle zbiera po kilkanascie zł od wszystkich na fundusz remontowy i w końcu się utrzaska... I szybciej wyczują jak trupem ktoś padnie w samotności ;)

      Usuń
    3. Nie muszę się niby o niektóre rzeczy martwić, ale muszę słono za nie zapłacić i nie mam żadnej innej alternatywy. Muszę też na te opłaty zapracować, bo inaczej "niektóre rzeczy" stracę.
      Z funduszami jest różnie, czasem musisz składać się na remonty, które nas nie dotyczą. Generalnie, właśnie dzięki "niektórym rzeczom" opłaty za użytkowanie mieszkania to masakra.
      Na sąsiadów też bym nie liczyła. Owszem, wiele mają do powiedzenia na temat prowadzenia się i mają mnóstwo rad i wniosków dotyczących cudzego życia, ale zaniepokoją się czyjąś nieobecnością i ewentualnym smrodkiem dopiero, jak im muchy będą do mieszkania wchodzić :-)

      Usuń
    4. no tak - to taka komuna, szczególnie stare spółdzielnie - składasz się i nie masz kontroli na co to idzie

      mimo to niektórzy są z tego zadowoleni - nie muszą się martwić, nie muszą decydować, a do wysokiego czynszu już się przyzwyczaili

      generalnie koszt utrzymania całkiem dużego domu pod miastem jest dla mojego ojca niższy niż mój koszt utrzymania mieszkania w bloku 54m2


      ogólnie niby trochę lepiej jest na nowoczesnych developerskich osiedlach z pełna własnością lokalu

      jednak i z takiego właśnie lux osiedla znajomy przychodził oglądać mój ekstra hałasoodporny sufit, bo za ściana hałaśliwa rodzina się osiedliła

      Usuń
  3. masz rację, jest sporo pułapek. Ale z drugiej strony jeśli się na to zdecydować obecny czas jest dobry na zakup nieruchomości, większość domów potaniała, podaż jest ogromna, to jest rynek klienta.
    Wydaje mi się, że czasem warto kupić dom w już istniejącej niskiej zabudowie, kosztem tego, że dom ma już kilka lat, ale za to lokalizacji nie da się zmienić tak łatwo jak kafelków w łazience czy podłogi w kuchni. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znajomy kupił piękny dom, okazało się że zawilgocony i grzyb go bierze :(

      masz racje, okazje są, ale jeszcze więcej pułapek

      Usuń
  4. Należę do tych, co się wyprowadzili z bloku do domku pod miastem. Wieś, ale osiedle typu miejskiego - domki szeregowe, ustawione trójkami. Domek skrajny, więc działka 700 m i sąsiedzi tylko z jednej strony, zupełnie nieszkodliwi. Żywopłot odgradza od ulicy. Wieś spora, parę sklepów, poczta, bank,przychodnia, no i szkoły. Sielanka? Niezupełnie. W ciągu 10 lat wydłużył mi się czas dojazdu do pracy - z 40 minut do ponad godziny, a w godzinach szczytu nawet do dwóch. Pracuję w mieście, ciągle w tej samej firmie, więc trasa się nie wydłużyła. Pracy nie zmienię, bo na wsi nie mam czego szukać.
    Wniosek? Chyba jednak najlepiej być stworem jednorodnym: mieszkać i pracować albo na wsi, albo w mieście. Ciągłe bycie w drodze pochłania czas i energię. No i pieniądze.

    Rubia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no a paliwo drożeje i drożeć będzie, chyba że czasem udałoby się przesunąć cześć pracy do 'biura w domu', np raz/dwa razy w tygodniu

      Usuń
  5. Ja to nawet ucieszyłabym się z takiego mieszkania przy hipermarkecie, byle własne było ;) Póki co gnieżdżę się w wynajmowanym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu nie tyle hipermarket przeszkadza, co smrody z megakontenerów na śmieci i hałas klimy

      ale oczywiście, własne to wlasne

      Usuń
  6. Ja wybrałam opcję pośrednią tj mieszkam w małym miasteczku obok (20 km) dużego miasta.Uważam, że jest to najbardziej komfortowa sytuacja pozwalająca korzystać zarówno z atrakcji wsi, tzw zdobyczy cywilizacji w postaci bankomatu i sklepu całodobowego pod domem oraz uciech wielkiego miasta. Jest jednak kilka warunków : decydujesz się, że faktycznie tu żyjesz a nie tylko mieszkasz , dojazd do dużego miasta jest baaardzo dobry, ty albo ktoś z rodziny pracuje i egzystuje na miejscu. Opcje które opisujesz są dla mnie zbyt czasochłonne i energochłonne. Na marginesie: mieszkanie w bloku ma jeszcze jedną wielką zaletę - jeśli lubisz podróżować przed wyjazdem po prostu zamykasz drzwi, z domem jest o wiele więcej zachodu i obaw:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Temat, o którym mogłabym książkę napisać... Te same zjawiska - zabudowywania coraz ciaśniej powierzchni oraz nieprzewidywalnych inwestycji są tuż koło nas. Mieszkamy 20 km od centrum Warszawy. Dawniej była tu wieś i PGR, później ktoś wymyślił, że to będzie świetne miejsce na "sypialnię". Mamy to szczęście, że nasze osiedle było jednym z pierwszych i budowane z rozmachem - niskie, w formie segmentów i z dużymi działkami, a nawet parkingiem. Kolejne budowano coraz ciaśniej i ciaśniej. Jest tu w okolicy taki deweloper, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Działka ma kształt wąskiego trójkąta? Nie szkodzi - postawimy blok 6-piętrowy w kształcie wąskiego trójkąta! Nie mówię już o infrastrukturze np. drogowej, która nie nadąża za zwiększającym się zaludnieniem. Podejrzewam, że nawet 5-pasmowa autostrada do centrum Wawy nie rozwiązałaby problemu. Szkołą przepełniona, przedszkoli brakuje. Rok temu założono w miejscowości pocztę - dobre choć to.
    A jeśli chodzi o sąsiadów... Początkowo myślałam, że jeśli w segmencie mamy tylko 3 mieszkania, to bez problemu się dogadamy. Tymczasem największe problemy były z rozliczaniem wspólnie pobieranego gazu do ogrzewania. W końcu, po 10 latach dokładania do cudzego interesu (bo sąsiedzi grzali nawet jak było +15 na dworze) odcięliśmy się od pieca i grzejemy elektrycznie + mała terma z wodą. Jest to dla nas finansowo pozornie mniej korzystne (elektryka droższa), ale płacimy tylko za siebie i mamy święty spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, nawet w takiej idylli sąsiedzi to największy problem

      dlatego mocno trzymam się swojego lokum z sąsiadami o ile nie życzliwymi to przynajmniej przewidywanymi i dość spokojnymi

      a o domu marzę lekko odizolowanym, ale nie na odludziu zupełnym

      Usuń