piątek, 30 sierpnia 2013

Guinness Draught - kocham to piwo jak Irlandię - recenzja.

Guinness.... hmm... kiedy przeglądałem archiwum dawnego KZ, pomyślałem że jest to idealny czas na przypomnienie właśnie tego tematu, nieubłaganie zbliża się wrzesień, potem październik, listopad.... a Guinness jak nic innego pasuje mi do tego klimatu!

Swoją drogą myślę, że czas wrócić do odzyskiwania co ciekawszych tematów i komentarzy z dawnego KZ. Pewnie mało kto już pamięta, ale ja bardzo dobrze wspominam tamte wcielenie bloga - było w nim dużo pasji autorów i bardzo pozytywny klimat i jak widzicie, mimo wielu zmian, tworzę blog dalej skupiając się na pozytywach. Ale do dzieła...


Guinness jest inny, to piwo albo znienawidzisz, albo podejdziesz do niego pozytywnie, o ile nie pokochasz go. To piwo czarne jak noc, ale w zupełnie innym smaku niż ciemne piwa dostępne w Polsce. Nie jest ciężkie. mocne i słodkawe, ale lekkie, orzeźwiające i wytrawne. Czuć wyraźny smak palonego słodu i... niewiele ponad to.



W puszkach, w których często sprzedawany jest Guinness znajdziesz ciekawostkę, kulkę, mianowicie tzw. balon azotowy. Azot jest uwalniany po otwarciu puszki i tworzy charakterystyczną dla Guinnessa pianę (azot - składnik powietrza jest całkowicie nieszkodliwym gazem)...


W pierwszej wersji wpisu nie mogło zabraknąć kultowej piosenki Kobranocki a poniżej kilka dawnych komentarzy...

Autorka
G można dostać w Polsce od lat. I od lat jest to puszka 440ml, to wcale im nie przeszkadza w sprzedaży :)

Admin,
prawda, kiedyś nawet w Żabce było - byłem jedynym klientem na osiedlu


Tofalaria
Ciekawe, czy w "naszym" Lidlu jest to piwo. Kupiłabym dla Sahiba, ucieszyłby się jak wróci ze swojej leśnej delegacji. Sama nie gustuję w ciemnym piwie, więc tylko od niego łyczka upiję dla smaku. :)

Admin
...oto jest Kobieta, która kocha swojego Mężczyznę :D


Bemalg
Bardzo ciekawy piwny post, a na dodatek bardzo smakowity :)
Już połowie czytania wiedziałam, że nie spocznę jak tej puszki piwa nie kupię :)
Bo przecież muszę i piwa spróbować i puszkę rozwalić żeby tajemniczą kulkę obejrzeć.
Kupiłam za cenę 6,97 :( nie był to chyba korzystny zakup, ale czego nie robi się dla własnego świętego spokoju :)
Wypiłam, przecięłam delikatną puszkę piwa nożyczkami i zobaczyłam w końcu tą tajemniczą kulkę ;)
Teraz już mogę spokojnie zasnąć.



Wojciech
Jakoś tak przypadkiem tu trafiłem i hasło Guinness "rzuciło mnie się na oczy":D. Trunek ów pierwszy raz w Polsce w latach 90 smakowałem, w zacnym Zielonym Pubie we Wrocławiu bodaj na pl. Solnym. Młody byłem, jakoś nie całkiem podchodziło. Potem drogo sprzedawano importowane butelkowe, też czasami łykałem, ale nadal bardziej z ciekawości odświeżenia sobie tego nietypowego piwa, jak na nasz rynek ówcześnie. Spożycie tego piwa miałem jednak małe. Acz praca rzuciła mnie w wir podróży, w tym też do Irlandii i przecudownego miasta Ennis. Tam moją delegację zacząłem od pubu z Guinnessem (no prawie od niego). I trwało to przez całą delegację. Oczywiście z umiarem i w czasie wyłącznie wolnym od obowiązków, powiedzmy smakowałem ichniejszego stylu życia po godzinach. Czy to z kega, beczki, czy puszkowe irlandzkie piwo było przecudne, maślane, oleiste, ciężkie w przełykaniu, ale mimo to lekkie w pochłanianiu. Niebo w gębie. Przywiozłem do kraju i porównałem z tym rozlewanym dla Polski. Niestety to co do dostania w Polsce jest bardziej wodniste i gazowane. Nie oddaje pełnego uczucia jakie towarzyszy przy piciu nabytego w Irlandii. Potwierdził kolega, którego uraczyłem dwoma puszeczkami. Po ponownej wizycie rezultat powtórzono z tym samym efektem. Irlandzkie się czuje, to u nas sprzedawane jest inne, bez tego aksamitu. Tak przy okazji, bo wiąże się jedno z drugim, czyli co do samolotów. Nie latałem też nimi nigdy (w 93 raz śmigłowcem:)). W tym roku musiałem służbowo latać 9 razy i zapewniam, nie masz się czego obawiać. W sumie to jak jazda komunikacją miejską z przystanku do przystanku, z tym, że komunikacją miejską jest ciekawiej! A po Guinnessa z Zielonej Wyspy warto polecieć osobiście nawet na dywanie:)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Płeć i zakupy

Według stereotypowych założeń mężczyźni dość sceptycznie podchodzą do hasła ,,wyjście na zakupy”, podczas gdy dla kobiet jest ono jak okrzyk bojowy. W taki sposób maluje się utarty w mediach i kulturze obraz typowej pary: żona z zapałem namawia męża do wyjścia na sezonową wyprzedaż w centrum handlowym, podczas gdy on robi wszystko, żeby się z tej sytuacji wykręcić. Świat idzie jednak do przodu i te stereotypy, choć wciąż obecne, coraz mniej mają wspólnego z prawdą. W galeriach handlowych ilość mężczyzn i kobiet się wyrównuje, szczególnie, jeśli chodzi o konsumentów z młodszego pokolenia. 



Kontrast dla tego nowoczesnego obrazu społeczeństwa stanowią jednak ostatnie badania konsumenckie, które wskazują, że to jednak kobiety wciąż najczęściej zajmują się rodzinnymi zakupami i to one poświęcają na nie najwięcej czasu. Kobiety robią zakupy częściej niż mężczyźni i przynosi im to większą przyjemność. Taka rozbieżność wynika z różnic w społecznych normach i nawyków wyniesionych z domu. Dla kobiet zakupy to sprawa taktyczna - najczęściej nie kupują jedynie dla siebie, ale odpowiedzialne są również za zaopatrzenie całej rodziny. To jednak nie oznacza, że panie maja lekka rękę do wydawania pieniędzy. Wręcz przeciwnie, zwracają większą uwagę na oszczędne zakupy i w związku z tym częściej sięgają po promocyjne kupony czy zakupy grupowe. Według wspomnianych wcześniej badań, panie do wydawania podchodzą rozsądnie, wyszukując dostępne oferty i wcześniej dokładnie planując wydatki oraz listę niezbędnych zakupów. W przeciwieństwie do powszechnie krążących stereotypów o spontanicznych i impulsywnych zakupach, kobiety przede wszystkim stawiają na korzystną cenę, jakość, i faktyczne zapotrzebowanie rodziny na dany produkt; moda i trendy pozostają na drugim miejscu. Kobiety więcej czasu poświęcają również na korzystanie z porównywarek cen, wyszukiwanie recenzji oraz opinii na temat danego produktu, dokładnie sprawdzają grunt zanim zdecydują się na zakup.

Druga stronę spektrum konsumentów reprezentują mężczyźni. Panowie zdecydowanie bardziej przychylni są sprawdzonym i zaufanym producentom i często ponad możliwość zaoszczędzenia przekładają zaufanie do znanej marki i zaoszczędzony czas. Labirynt promocji i zniżek oferowanych przez producentów może wydawać się panom nieco przytłaczający, ale na szczęście z pomocą przychodzi technologia i uwielbiane przez wszystkich mężczyzn gadżety. Rynek stale poszerza możliwości i ułatwia zakupy męskiej części konsumentów, udostępniając im coraz większe spektrum ofert. Panom coraz łatwiej zaoszczędzić czas, korzystając z aplikacji na smartfony, oferujących kody i kupony promocyjne oraz używając portali zakupów grupowych. Dzięki tym metodom, mężczyźni mogą zawęzić poszukiwania do interesujących ich ofert sprawdzonych marek. Pomocne okazują się również newslettery, które bez żadnego wkładu ze strony użytkownika dostarczają najświeższe oferty do skrzynki mailowej lub na facebookowy profil. W taki sposób panowie mogą zaoszczędzić zarówno pieniądze, jaki i tak ceniony przez nich czas, a to wszystko bez opuszczania biura, za pomocą komputera lub telefonu.

Z wyników badań BTL Monitor wynika, że panie radzą sobie z wysokimi wydatkami domowymi poprzez polowanie na oferty. Brzmi to rozsądnie, ale nie zawsze przynosi pożądane efekty. Często w wirze wyprzedaży z zakupów wracamy z dziesięcioma dodatkowymi drobiazgami, które akurat były na promocji, bo szkoda byłoby je przegapić! Nieco męskiego podejścia do zakupów pomogłoby paniom w unikaniu podejrzanych „okazji”. Panowie jednak mogliby nauczyć się od pań ich proaktywnych sposobów na oszczędzanie. Przede wszystkim należy jednak pamiętać, że niezależnie od strategii, którą przyjmiemy, odrobina czasu spędzona na wyszukiwaniu najlepszej oferty i porównywaniu cen może nam zaoszczędzić czas i pieniądze, nawet na prestiżowych markach. 


Ten artykuł został stworzony przez Tomka Sikorę w imieniu Vouchercloud - pierwszej darmowej aplikacji mobilnej i portalu z ekskluzywnymi ofertami zniżkowymi i kuponami promocyjnymi.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Whisky Grant's - recenzja i opinie konsumentów.

Niedawno sieć Żabka przywitała nas promocją whisky Grant's - 29,90 za 0,5 litra szkockiej wydaje się dobrą ceną. Czy rzeczywiście trunek jest wart wydatku? Czy za korzystną ofertą nie kryje się podróbka? O tym w dzisiejszej recenzji.
Rzut oka na butelkę... duża estetyka wykonania i solidne grube szkło, ładnie ukształtowana butelka, wyglądająca o wiele lepiej w rzeczywistości niż na obrazku, biorę ją właśnie do ręki, oceniam wykonanie i estetyczne żłobienia i mam nieodparte wrażenie, że mam do czynienia z drogim i ekskluzywnym trunkiem! Na pewno zatem, mimo promocyjnej ceny dobrze sprawdzi się w roli prezentu lub trunku kupionego na męskie posiedzenie przy szkockiej whisky.

Smak... nalewamy... próbujemy... hmm...

Zapach... nie daje przesadnie perfumem, jak by to określił Nikodem Dyzma, jednak wyraźnie czuć klasyczny, bardzo poprawny zapach whisky, do aromatu brakuje jedynie zapachu dobrego cygara i gwaru w irlandzkim pubie (niestety wykonuje ten test w domu). Dobrze, że towarzystwo sprzyja... Czytelnicy moich blogów (tak! o Tobie mowa!) to doskonałe towarzystwo na poziomie :D

Moc prawidłowa, przyjemnie pali gardło, smak idealny, taki jak lubię, czyli nie dający karmelem, jak w niektórych whiskey z promocji, ale zdecydowanie goryczkowy. Zdecydowany męski smak, bez oleistej konsystencji. Zdaje egzamin.

Co tu dużo mówić - mam w ręku konkretny szkocki produkt bez popierdólki! Nie znajduję tu wykwintnych doznań i bogatego bukietu smakowego, ale czuję, że mam do czynienia z produktem dobrej jakości.

Analiza składu pokazuje oryginalność trunku. Whisky jest produkowana, rozlewana i butelkowana w Szkocji. Za tą cenę!?

Nie zastanawiam się, oczywiście nie będę kończył butelki przed monitorem, przelewam resztę do karafki i zabieram na męską rozmowę z Ojcem, wiem że z tym trunkiem nie popełnię vaux pas. Nada się jako samodzielny trunek i jako baza do klasycznych drinków robionych na whisky.

Smacznego!

Polecam także:

William Lawson's - recenzja whiskey oraz patent kosmetyczny.



P.S. Do spróbowania i co za tym idzie recenzji na K-Z (w końcu jestem blogerem, no nie?) łyskaczy przekonał mnie, chcąc nie chcąc, nie kto inny jak nasz znany i lubiany kolega Jacek z Boskiej Woli.

sobota, 3 sierpnia 2013

Jak kupić dobrą oliwę z oliwek.

...a właściwie po prostu oliwę, ponieważ wedle definicji "oliwa z oliwek" to po prostu oliwa, natomiast wytwory z innych nasion, np. z lnu to olej, np. popularny olej lniany... ale ok, nie bawimy się dziś w polonistów, ale w klientów spragnionych dobrej oliwy.

Przede wszystkim, jak zauważyło już wiele osób, trudno w Polsce o dobrą oliwę, która nie stoi na półce przynajmniej kilka lat. Koleżanka Futrzak pisała mi, że oliwa nie powinna stać na sklepowej półce dłużej niż rok!!! W Polsce jednak oliwa, szczególnie ta droższa i lepsza niejednokrotnie stoi na półce nawet i kilka lat!!!


Jak się zatem uchronić przed kupnem złej oliwy?

- uważać na super-hiper-ultra promocję oliwy z oliwek extra virgin!!! może się za tym kryć próba wypchnięcia z magazynów partii zleżałej oliwy!!!

- uważać na miksowanie partii przez sklepy i sprzedawców - dziś właśnie - kupując oliwę natknąłem się na świeżą extra virgin, oglądnałem... wszystko ok.... ważność do 2015 roku.... co oznacza, że oliwa jest z tegorocznego zbioru... na chwilę odłożyłem produkt na półkę sprawdzając inny produkt, chwyciłem znów wybrana oliwę... jednak chwyciłem sąsiednią butelkę z kartonu... i... data ważności nowej butelki to już 2014 rok... czyli mamy starą kiszkę a nie oliwę!!!

Na szczęście o ostatniej praktyce, stosowanej nagminnie przez supermarkety dobrze wiedziałem, stąd każdorazowe sprawdzanie, każdej butelki!

- przeczytać dokładnie opis na etykiecie, informacje o oliwie z pierwszego tłoczenia na butelce nie wystarczy, często informacja jest tak sformułowana by nas zmylić a w rzeczywistości dostajemy oliwę z wytłoków z domieszką oliwy z pierwszego tłoczenia... z czegoś takiego np. w Grecji robi się biopaliwo, mydło i olej przemysłowy, ale się tego nie spożywa... a w Polsce... ehhh

Czy Ty masz jakieś swoje przygody z kupowaniem oliwy, albo czy możesz polecić mi coś ciekawego?


Blog ma rok!

Dokładnie rok temu podczas wakacyjnego wyjazdu na Pomorze, w tym samym miejscu, gdzie znajduje się obecnie przyszedł mi do głowy pomysł założenia bloga Korzystne Zakupy - dlaczego założyłem ten blog?


Na moim blogu macierzystym (jego nowa odsłona to blog Oszczędzanie) w owym okresie intensywnie podejmowałem zagadnienia konsumenckie. Byłem w trakcie małego remontu mieszkania i kilku zmian, co za tym idzie intensywnych zakupów (przerwanych na chwilę wspomnianym wyjazdem). W trakcie zakupów niestety naciąłem się i to w przypadkach produktów dość drogich, łącznie opiewających na sumę tysiąca kilkuset zł...

Zamiast załamywać ręce zacząłem walczyć i w dwóch przypadkach wygrałem spory z firmami handlowymi, mimo iż nie było to łatwe. W pierwszym przypadku firma Saturn sprzedała mi fizycznie uszkodzony telewizor LG, po czym oskarżyła mnie o zniszczenie go (ten nieprzyjemny spór zakończył się zwrotem pieniędzy po odkryciu, że cała nowa partia produktów LG ma uszkodzenia!), a w drugim przypadku (wadliwa farba Tikkurila) skończyło się wysłaniem kilku podań do działu reklamacji i w końcu, mimo że firma macierzysta nigdy nie przyznała się do błędu, dystrybutor przyjął odpowiedzialność za wadliwy produkt (zgodnie z prawem) i odzyskałem większą część kosztów za drogi, aczkolwiek wadliwy produkt.

Korzystne Zakupy narodziły się w ogniu konsumenckiej walki i miały być miejscem, gdzie o zakupach pisze się przede wszystkim prawdę i które może pomóc konsumentowi w dokonaniu dobrego wyboru.

Korzystne Zakupy były także testem nowej formuły blogowania - profesjonalizacji bloga i otwarcia się na autorów gościnnych - którą chciałem wprowadzić na blogu głównym - Racjonalnym Oszczędzaniu - i ta formuła okazała się sukcesem, blog zajął pierwsze miejsce w ogólnopolskim, prestiżowym konkursie (a blog macierzysty zdobył wyróżnienie = srebro).

"Sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą" - to przysłowie niestety okazało się prawdą i po wygranej nastąpiły także chwile trudne, po których po dziś dzień mam jeszcze dużo pracy i "naprawiania" bloga. Jednak te trudności tylko zahartowały mnie i uodporniły na tzw. hejterstwo. Reasumując - umiejętność cenna dla autora bloga, który chce się rozwijać na blogosferze. Ten rok był bardzo udanym rokiem!

Zatem jeszcze raz chciałbym podziękować wszystkim osobom, które przyczyniły się do sukcesu bloga, moim znajomym z blogosfery, także osobom, które przyszły tu ze społeczności blogów Tuskulum oraz Opowieści Tofalarii, ale przede wszystkim społeczności Racjonalnego Oszczędzania oraz internetowej/sportowej społeczności z mojego miasta (Siłownia Lubin), dzięki którym ten sukces był możliwy.

Dziękuję także osobom, które także teraz wspierają mnie w działaniach na rzecz rozwoju Korzystnych Zakupów.

Zapraszam was także do polubienia bloga na Facebooku!  

Droga czytelniczko/drogi czytelniku - czym prędzej polub https://www.facebook.com/KorzystneZakupy !!! :D