czwartek, 4 kwietnia 2013

Kawa na stacjach oraz 440 km przez Polskę.

Zamiast termosu na ostatnia trasę przez Kraj wziąłem duży termokubek otrzymany kiedyś z promocji McDonald's pełen białej herbaty z pierwszego parzenia, o ile herbata jest rewelacyjna, to ten termokubek to straszne dziadostwo. Śmierdzi plastikiem i metalem mimo, że był dokładnie umyty. Błąd.


Z pewnych niespodziewanych przyczyn na trasie okazało się, że całość drogi muszę pokonać sam, bez zmiany za kółkiem, nie zatrzymując się na zbyt długie postoje i trzeba było ratować się kawą ze stacji benzynowych i przydrożnych fast foodów.

1. Na Orlenie zamówiłem Cafe Latte. Kawa dobra, mocna, z wyraźnym mocnym aromatem, jednakże widać, że człowiek, który ustalał receptury dla stacji nigdy w rejonach gdzie Cafe Latte się namiętnie pija nie bywał i do Cafe Latte nie zbliżył się na pół kilometra.

Materiał dobry, ale wykonanie słabe. Siekiera z posmakiem mleka. Drogo, bo około 5 zł, jednak wolałem tę mocno przepłacona siekierę niż napoje energetyczne. Na bezpieczeństwie i przytomności się nie oszczędza.

2. Na Lotosie promocja, kawa stacyjna za 2 zł, jednak tu tkwił haczyk. Trzeba zatankować min 20 litrów - ponieważ akurat nie zastanawiając się zbytnio, poprosiłem pracownika stacji o nalanie ON do pełna, załapałem się na "promocję".

I co się okazuje? Wrażenie podobne jak w Orlenie. Czyżby te same automaty z inną "marką"?


3. Za moim CB-radiem widzicie kubek z drive'a jednej z sieci fast food. Co jak co, frytki tamże są, jak to na Pomorzu się mówi, "zjadliwe" i co więcej, można zamówić je świeżo smażone bez soli. Duży plus.

Jednak Cafe Latte zamówiona w tej sieci to prawdziwy killer. Mocna niczym zapach świeżego napalmu o poranku, droga niczym ta sama objętość popularnej Whisky, masakra.

Na szczęście miła i wyrozumiała pani z obsługi wzięła kubek z powrotem i wedle moich instrukcji odlała ile trzeba, dolała mleko, zamieszała i już mogłem się cieszyć Cafe Latte do jakiej jestem przyzwyczajony od czasu moich pobytów na Balearach.

Wniosek:

Dobry i pojemny termos przede wszystkim.. Na kawach stacyjnych i drive'owych można pójść z torbami. Lepiej mieć więcej w termosie i wylać po trasie, niż liczyć, że jeśli nie wystarczy, dokupię na stacji.


P.S.#1 Ponieważ na co dzień nie jeżdżę tyle, jestem wciąż zmęczony tą trasą i nie miałem czasu naprawdę odpocząć. Wczoraj trochę się zmieniło na KZ, w sensie organizacji i obecnie jestem tutaj sam, jako administrator bloga  :-( 

Nie po to jednak pracowałem tyle czasu na rzecz tego bloga, by miało to tak po prostu odejść w niebyt. Ewentualne komentarze nie związane z tematem posta oraz wypowiedzi kontrowersyjne będę musiał skasować. Stałych bywalców bloga proszę o zrozumienie.

P.S.#2 Czytelników zainteresowanych recenzjami dotychczasowej Autorki, która jednak zdecydowała się kontynuować publikacje i recenzje na jej prywatnym blogu, odsyłam tutaj: http://tuskulum-riannon.blogspot.com/2013/04/port-grimaud.html,

Admin R-O

5 komentarzy:

  1. Ja najczęściej pijam kawę na Orlenie - cappuccino dobre i najwięcej stacji tej sieci po drodze.
    Dobra bywała kawa na Statoilu, ale mało stacji i rzadko korzystam.
    W KFC kawa chyba trochę lepsza niż w McDonaldsie, ale mniejsze pojemności.
    Dobra bywała kawa na BP.
    Odradzam kawy na Lukoilu i Shellu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, pamietam, u mnie na statoilu mieli taką wielka maszynę, która mielila ziarna i robila kawę

      ale to zlikwidowali na rzecz jakiegos mini punktu

      Usuń
  2. Ach jak się cieszę, że jesteś :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie kupuje się kubków termicznych z plastikowym środkiem: zawsze śmierdzieć będzie napój tam wlany plastikiem.
    Takie kubki czy mini termosy najlepszej jakości są w sklepach
    górskich.I zawsze wnętrze ze stali nierdzewnej, bo ona nie łapie zapachów.
    Raz zrobisz sobie w nim zupkę instant a innym razem kawę.Tak opiniują firmy produkujące te kubko termosy.
    Ja mam osobny kubek do kawy (kubek termiczny) i osobny do herbaty.
    Ps

    OdpowiedzUsuń