sobota, 29 września 2012

Najkorzystniejsze zakupy... czyli weź za darmo!!!

Od jakiegoś czasu zajmujemy się tu korzystnymi zakupami, co jednak, jeśli Ci powiem, że w tej chwili możesz wybrać się na ciekawe zakupy i wybrane produkty wziąć za darmo? Mówię tu o ciekawych programach, w które możesz zaopatrzyć swój komputer i oszczędzić wiele, w stosunku do płatnych odpowiedników.


1. LibreOffice (dawniej OpenOffice) jest pakietem biurowym z klasycznym wyglądem, którego spodziewamy się po pakiecie biurowym. Pakiet jest w stanie zaspokoić 95% biurowych potrzeb w domu i małym biurze.

Oczywiście jeśli jesteś profesjonalistą i musisz wymieniać skomplikowane projekty biurowe z kolegami pracującymi na Microsoft Office - musisz zainstalować Microsoft Office, jeśli nie - wszystkie prywatne potrzeby biurowe, ewentualnie potrzeby malej firmy (gdzie i tak się w 90% wysyła PDFa do klienta) są zaspokojone.


2. Gimp - darmowy odpowiednik Photoshopa - i znów się trochę powtórzę: Pakiet jest w stanie zaspokoić 95% graficznych w domu i małym biurze.

Oczywiście jeśli jesteś profesjonalistą i musisz wymieniać skomplikowane projekty graficzne z kolegami pracującymi w Photoshopie  - w formacie Photoshopa i przy 100% zgodności - musisz zainstalować Photoshopa, jeśli nie - wszystkie prywatne potrzeby graficzne, ewentualnie potrzeby malej firmy są spełnione.

Wszystkie osoby realnie używające GIMPa z mojego otoczenia są zadowolone, lub przynajmniej cieszą się z bogactwa opcji dostarczonych.... za darmo!


3. Opera - przeglądarka internetowa. Jak każda przeglądarka ma swoje plusy i minusy. Dla mnie super zaletą Opery jest opcja Opera Turbo. To taka mała niebieska ikona w lewym dolnym rogu (powiększcie zrzut ekranu!).

Włączona Opera Turbo kompresuje pobierane dane, co znaczy, że przy słabym czy zapchanym łączu pracujemy szybciej. Jeśli jesteśmy rozliczani za ilość danych, np na internecie mobilnym, OSZCZĘDZAMY NAWET OK. 50% TRANSFERU = czysta kasa w kieszeni.

I to wszystko za darmo - te programy dla Windows łatwo możecie znaleźć w internecie - wystarczy wpisać ich nazwy w Google.

niedziela, 23 września 2012

Kawa to nie wszystko! Czyli co należy jeszcze zakupić?

Kawowe candy to rewelacyjny pomysł Riannon na umilenie czytelnikom życia... zwłaszcza, że wieczory stają się coraz dłuższe a dni coraz chłodniejsze, a kawa... jaka jest każdy widzi... na tą porę roku jest w sam raz!

Co prawda ja sam klasycznej kawy pijam niewiele (częściej zbożową) ale doceniam ten trunek i jego walory. Prawda druga jednak jest taka, że ja nie lubię pić kawy w "bele czym".

Kawa w czymś fajnym smakuje fajniej!

Do kawy najlepiej zatem dokupić jakaś fajna porcelanę, a jeśli lubisz pić kawę na sposób luzacko-biurowo-studencki, tak jak ja, przynajmniej jakiś fajny kubek.

W kawiarni oczywiście tak 'nowoczesny' nie jestem, przyjemnie mi się piję kawę w ładnej porcelanie, tym bardziej nie rozumiem polityki niektórych kawiarni, mimo drogiej kawy serwujących ją w zastawach a'la PRLowski GS.

Mimo nowoczesnego podejścia do picia kawy w biurze nie lubię także termokubków, w szczególności z udziałem plastiku w konstrukcji - smakuje mi plastikiem i metalem. Tak samo nie smakuje mi kawa 'turystyczna' z metalowego termosu - musi być klasyczny wkład szklany.

Kupno klasycznego termosu, albo mini termosu jest dla mnie korzystniejszym zakupem niż termos stalowy... tak samo ceramiczny kubek 'z polotem' będzie lepszy od najbardziej nowoczesnego i fikuśnego hi-tech'owego termokubka.

A co wy na ten temat myślicie?

niedziela, 16 września 2012

Domowe fryzjerstwo - post gościnny

Dzisiejszym wpisem być może narażę się zaglądającym tu fryzjerom... Ale co tam! O jednym z najkorzystniejszych zakupów w życiu.


Chciałabym Was zachęcić do popróbowania swoich sił w domowym fryzjerstwie. Nie ma się czego bać! U nas w domu rodzinnym było czymś całkiem naturalnym, że mama strzyże tatę, siostrę i mnie, a ja już jako dziecko odczuwałam dziwne ciągoty ku nożyczkom. Pamiętam, że kiedyś bardzo krzywo obcięłam sobie grzywkę, a potem siedziałam przy obiedzie ze spuszczoną głową, licząc na to, że nikt niczego nie zauważy. (I po cóż były mi studia - może trzeba było pójść w kierunku powołania - fryzjerki w okolicy zarabiają dużo więcej ode mnie i mają się dobrze.)

Wracając do historii. Mama miała nożyczki fryzjerskie ze Stadionu, kupione tanio od Rosjan. To był bardzo dobry sprzęt! Sekretem dobrych fryzjerskich nożyczek jest ostrość. Próba strzyżenia tępymi nożyczkami to nie tylko mierny efekt, ale przede wszystkim miażdżenie i niszczenie końcówek włosów. Myślę, że wiele osób próbuje przypadkowymi nożyczkami znalezionymi w szufladzie, z łatwym do przewidzenia efektem, czego skutkiem może być tylko zniechęcenie.

Wyprowadzając się zainwestowałam w proste, poręczne nożyczki Kiepe. Możecie je zobaczyć na zdjęciu. Kupiłam je w sklepie stacjonarnym w centrum Warszawy i dałam za nie kilkadziesiąt zł. (Profesjonalni fryzjerzy oczywiście kupują droższe nożyczki, nawet za kilka tysięcy, ale do domowego użytku naprawdę wystarczają tego rodzaju.) Są to nożyczki 6". Ponieważ przez wiele lat strzygłam się sama na krótko, to później dokupiłam jeszcze nożyczki ząbkowane - degażówki, również 6". Służą one do cieniowania włosów. Teraz noszę długie włosy, ale używam ich do cieniowania końcówek, grzywki itd. - generalnie tak pożądanego efektu włosów wyglądających jak spontanicznie rozrzucone siano. :) Obie pary są bardzo ostre i trzeba niesamowicie uważać na palce! Tu jeszcze mała uwaga dotycząca korzystania z nich. Nożyczek fryzjerskich nie wolno używać do niczego innego, żadnego przecinania opakowań, a zwłaszcza papieru. Są wbrew pozorom dość delikatne i powinny być używane tylko i wyłącznie do włosów. Najlepiej schować je dobrze przed przypadkowymi użytkownikami. ;)

Każdy, kto chodzi do fryzjera, może łatwo policzyć, jak szybko zakup nożyczek się zwrócił. Załóżmy, że przez 10 lat, bo mniej więcej tyle czasu nosiłam króciutką fryzurę, odwiedzałabym fryzjera co miesiąc. To daje 12 wizyt rocznie, tani fryzjer w naszej okolicy to około 30 zł. To daje 3600 zł. Biorą pod uwagę ceny warszawskie - byłoby jeszcze więcej.

Koszty psychiczne. Oczywiście nie zawsze byłam zadowolona z efektu swojej pracy... Ale - byłam też dość wyrozumiała dla siebie, a włosy mają to do siebie, że szybko odrastają. U fryzjerki byłam dwa razy w życiu, w tym raz jako dziecko, i też byłam niezadowolona. Zresztą uczyłam się na sobie jeszcze w czasach studiów, kiedy mogłam na głowie nosić, co chciałam. Z każdym strzyżeniem było bardziej i bardziej profesjonalnie. Strzygąc się sama mogłam na to poświęcić dużo czasu. A kiedy wyszło ładnie, odczuwałam olbrzymią satysfakcję. Strzygłam też wielu znajomych, czasem w pięknych plenerowych okolicznościach przyrody i egzotycznych miejscach. No i oczywiście Sahiba (do podanej powyżej oszczędności można doliczyć jeszcze kilka tysięcy).

Słówko o męskim strzyżeniu. Sahib ma mocno kręcone włosy, kiedy są długie, wyglądają jak afro. Przez kilka lat strzygłam go nożyczkami „na palec” (na długość palca), było to dość czasochłonne. Później kupiliśmy maszynkę Philipsa z trymerem. Koszt około 250-300 zł. Regulacja od zera do 21 mm. Maszynka jest świetna, strzyżenie ze zmiennymi długościami zajmuje parę minut i jeszcze parę minut na brodę (Sahib nosi brodę). Maszynki tej można też używać do cieniowania końcówek przy długich włosach - czasem z tego korzystam. Jedyna wada tej maszynki - słabo działa na akumulatorach. Mam wrażenie, że nożyki nie poruszają się dość szybko i „ciągną” włosy. Dlatego używamy jej na kablu. No i korzyść dodatkowa - jeśli będę miała kiedyś wełniste owce, to mam już wprawę w strzyżeniu w skali mikro. :)


Co tam jeszcze mam w podręcznym przyborniku, który możecie zobaczyć na zdjęciu? Jako osoba trochę zakręcona na punkcie fryzjerstwa w międzyczasie wzbogaciłam swój „salon” w takie elementy jak profesjonalna pelerynka fryzjerska (polecam, świetny śliski materiał, po którym ześlizgują się włosy), pędzle do nakładania farby, maleńki grzebyk i nożyczki do wąsów (zestaw za kilkanaście zł w supermarkecie).

A Wy strzyżecie się sami? Macie jakieś wypróbowane patenty i sprzęty? Czy wolicie u fryzjera?

Pozdrawiam wszystkich i życzę pięknych i udanych fryzur! Tofalaria http://tofalaria.blogspot.com/

sobota, 8 września 2012

Mikrofibra

Ściereczek z mikrofibry używam od dawna, koszt takiej szmatki jest nieco większy od standardowej, jednak korzyść znaczna. Ja głównie ich używam do sprzętu audio – video, komputera, samochodu i wszelkiego rodzaju szklanych powierzchni. Co najważniejsze ściereczka nie wymaga środków chemicznych, zwłaszcza gdy mamy obawy co do ich stosowania taka ściereczka to świetne rozwiązanie. Dlatego na sucho lub lekko zwilżona doskonale nadaje się do przedmiotów elektronicznych i tym podobnych, przy tym z brudem i kurzem radzi sobie dobrze – nie zostawia smug.


Można ją używać wielokrotnie, warunek jest jeden, gdy już się zabrudzi prać ją należy w szarym mydle a potem bardzo starannie wypłukać. Oczywiście przy bardzo brudnych powierzchniach „to se nie da” ale też nie wyobrażam sobie aby normalnie użytkowany np. TV wymagał agresywnej szczoty - chyba że to celowe maskowanie pixeli :)

Autorem powyższej wypowiedzi jest Arszu z bloga Niecodziennik.

Ze swojej strony dodam, że do elektroniki, o której wspomniał Arszu ja często używam także sprężonego powietrza w sprayu (z małą długą rurką). Spróbujcie bowiem wyczyścić brud, np. z pomiędzy klawiszy laptopa przy użyciu klasycznych środków? Nie da się. Odkurzanie natomiast może skończyć się wyrwaniem/zassaniem klawisza.


Jeśli użytkujecie laptopy KONIECZNIE polecam przedmuchanie układu chłodzącego waszego komputera. Zaczopowanie się wlotu wentylatora kurzem może doprowadzić do zepsucia się sprzętu na amen.

P.S. Tradycyjnie już dziękuję za wsparcie bloga reklamowcom z AdTaily - firmom LedMarkt oraz Kosmetykomania.

wtorek, 4 września 2012

Kasza jaglana - jadło przodków (wpis gościnny)

Na początek parę słów o mnie. Staram się żyć prosto, ale ciekawie. I tak samo jeść - często potrawy jednogarnkowe albo takie, które można odgrzać. Szukam nowych-starych smaków, portfel mam średnio zasobny. Dlatego zaproponowałam Adminowi bloga "Korzystne zakupy" temat kaszy jaglanej - kaszy, którą jadali nasi słowiańscy przodkowie.

Artykuł dostępny tutaj:

Kasza jaglana - jadło przodków (wpis gościnny)

poniedziałek, 3 września 2012

Ikea we Wrocławiu (Bielany Wrocławskie) - moje wrażenia

W niedzielę byłem w sklepie Ikea, bardziej za sprawą rodziny niż w własnej chęci, chociaż zainteresowały mnie regały z Ikei, które potencjalnie mógłbym zamontować u siebie na zapleczu, a nawet znalazłem dobrze wyglądający regał, który spokojnie mógłbym wstawić w biurze i nie byłby "obciachowy"... zastanawiam się jeszcze.


Ogólne wrażenia z tego sklepu są jednak średnie z dodatkiem negatywnych. Po pierwsze niesamowity tłok, rozumiem marketing i popularność sklepu, ale Ikea ewidentnie nie radzi sobie z nadmiarem klientów, sklep nie ma jakiejkolwiek wizji, co zrobić z tym fantem. Inne sieci handlowe już dawno zrobiły z tym porządek i teraz główne sklepy i sieci meblowe i budowlane są nie tylko w mieście wojewódzkim, ale i w drugorzędnych ośrodkach o odpowiednim potencjale...

Zostawmy marketing, nie rozumiem klientów stojących w dłuuugich, dłuuuuuuuuugich.... kolejkach po hot-doga albo w barze/restauracji Ikea z daniami niewiele tańszymi niż około 100 metrów dalej na pasażu przy Tesco, gdzie kolejek nie ma. My zjedliśmy tanio i dobrze w KFC. Longery zdają zawsze egzamin a i frytki lepsze niż w McDonald's.

Wróćmy do Ikea - beznadziejnie urządzony sklep jak dla mnie, poza jednym małym skrótem chcąc dostać się na interesujący mnie dział muszę przejść labirynt innych działów. Przymusowy przepęd rogacizny, normalnie. Zanim dotarliśmy w tym tłoku na interesujący nasz dział dekoratorski (poza wspomnianym biurowym) byliśmy już zmęczeni, a przynajmniej ja byłem już nieźle wkurzony tym chaosem, kociokwikiem i brakiem organizacji. - gdy dotarliśmy na dekoratornię z głośników Ikea rozległ się komunikat, że z powodów technicznych do odwołania sklep nie wystawia faktur.... a to niespodzianka.... o w mordę!

Pomysł Ikei na urządzenie pokazowych wnętrz jest dobry, gdyby nie przymusowy przepęd przez nie. Pokazowe pomieszczenia są urządzone strasznie chaotycznie i jest tam napakowane multum towarów, tak że sprawdzając cenę regału widzę obok kilka-kilkanaście różnych cen i etykiet - to nie dla mnie... managerowie tego sklepu nie wiedzą co to jest styl, co to jest minimalizm, prawidłowa ekspozycja... sklep jest za ciasny jak na multum wystawionego towaru.

OK, to ocena subiektywna, dla niektórych z was sklep Ikea może wydać się ciekawy i atrakcyjny - obiektywnie patrząc ceny jednak nie są jakaś rewelacją. Oczywiście znalazłem kilka okazyjnych produktów oraz produktów gdzie stosunek jakość/cena/pomysł jest dość ciekawy. Ogólna ocena produktów to jednak co najwyżej 3+.... no... może trochę naciągana 4.

Jeśli bawić się w ocenianie to pała (i w pałę managera działu też należałoby stuknąć) za dział "okazyjne wyprzedaże". O ile kilka lat temu ten dział pamiętam z naprawdę okazyjnych ofert, ot... końcówki serii, elementy dawnych ekspozycji, czasem delikatnie uszkodzone w mało eksponowanym miejscu (kupiłem tak szafkę do łazienki... bez najdrobniejszych uszkodzeń... końcówka z ekspozycji) to wczoraj widziałem tam to po prostu śmietnik... sorki... podobne "produkty" to są u mnie za darmo pod śmietnikiem.... wstyd to wystawiać (chyba że w składzie opału gdzieś w Pcimkowie Dolnym)!

W efekcie w Ikei nie kupiłem nic, zakupy zrobiliśmy na pasażu Tesco (szacuję że na jednym produkcie, zegarku Casio oszczędziliśmy ok. 100 zł w stosunku do ceny w naszej miejscowości) a meble prawdopodobnie zamówię w innej skandynawskiej sieci meblowej (choć się jeszcze zastanawiam). Kilka regałów i biurek Ikea było całkiem fajnych - wybór kolorystyki beznadziejny i bardzo ograniczony.

Ale może wam zakupy w Ikei się udały? Napiszcie.